Hydraulik nie do zatrzymania
Mario jest nowe, ogół fabuły jednak wciąż pozostaje bez zmian – naszym głównym celem jest uratowanie księżniczki Peach z rąk złego potwora Bowsera. Tradycyjnie odbywa się to poprzez przechodzenie kolejnych plansz, zbieranie monet i innych żetonów oraz unicestwianie różnych złych potworków.
Buduj miasteczko, zdobywaj żetony
Zdecydowanym plusem są różne tryby gry oraz urozmaicenia rozgrywki przygotowane dla graczy. Poza głównym World Tour, który bezpośrednio prowadzi nas do uratowania księżniczki, do dyspozycji mamy jeszcze Toad Battle w trybie Toad Rally. Oba tryby są od siebie mocno zależne: w drugim z nich odblokowujemy dostęp do budynków i ozdób, którymi powiększamy swoje królestwo, lecz kupować je możemy jedynie dzięki złotym monetom, które z kolei zdobywamy w trybie głównym. Toad Battle pozwala nam także na pojedynki z innymi graczami, a w nich liczy się przede wszystkim nasz styl – czym lepiej nam pójdzie, tym więcej Toadów mamy szansę przejąć, a to z kolei pomoże nam przechodzić kolejne poziomy w głównym wątku.
Biec, ciągle biec…
Twórcy postarali się, żeby gracz czasami się nie przemęczył. Mario sam z siebie nieustannie biegnie w prawo, naszym zadaniem jest jedynie stukanie w ekran w momentach skoku. Żeby jeszcze bardziej odciążyć użytkownika, nasz bohater sam z siebie – niczym mistrz parkour’u przeskakuje przez mniejsze potwory, omija niewielkie dziury i wspina się na drobne skarpy zupełnie bez naszego udziału. Jak na mój gust jest to spora przesada i aż za duże ułatwianie życia, no ale cóż… Wyszukując udogodnień – na dole ekranu jest nawet specjalnie wygospodarowane miejsce, by nasze stukanie w ekran nie zasłaniało nam planszy i nie rozpraszało uwagi.
Księżniczka taka ważna?
W Super Mario Run większą uwagę skupiamy na zbieraniu różnokolorowych monet, niż na ratowaniu Książniczki Peach. Szczerze powiedziawszy w tej odsłonie przygód hydraulika ciężko jest zginąć – gdy wpadniemy w jakąś większą dziurę czy upoluje nas stworek, pojawia się ratująca nas bańka, dzięki której nieco cofamy się na planszy i biegniemy dalej. Na każdej mapce mamy do wykorzystania 2 bańki, a dodatkowe możemy znaleźć w specjalnych bloczkach pojawiających się na mapie – trzeba się solidnie postarać, by przechodzić planszę na nowo – no chyba, że próbujemy odkryć specjalne monety – wtedy powtórki są nieuniknione.
Złotówki zostają w kieszeni
Tak modne ostatnio płacenie w grach za wszelkie dodatkowe plansze i urozmaicenia na szczęście nie dotarło do twórców Mario. Gra darmowa nie jest, jednak nie kupujemy kota w worku i nie natkniemy się po kupnie na żadne dodatkowe opłaty. Mamy szansę przetestować ją przed zakupem, skosztować świata Super Mario Run i zdecydować, czy chcemy wydać 45zł na zakup pełnej wersji. Wszystkie bonusowe postacie oraz monety i znaczniki zdobyć możemy tylko dzięki solidnym godzinom spędzonym na klikaniu w biegającego w prawo hydraulika. Żaden bogaty leń nie pójdzie na skróty kupując sobie ułatwienia. Powiem nawet więcej – rozszerzenie naszego królestwa wymagania nie lada zaangażowania w grę – podstawowe 24 plansze da się przejść w kilkadziesiąt minut, lecz odblokowanie wszystkiego na przyzwoitym poziomie już takie łatwe nie będzie.
Podsumowując – gra fabularnie i rozgrywkowo jest fajnie rozwinięta, ciekawa i wielowątkowa. Na pewno zajmie nas na długie godziny, a różnorodność i estetyka wykonania poziomów będzie sprawiać przyjemność.
Screeny z gry na telefon